12 kwi 2015

Po-tworzy się: maska plagowa.

Nie wiem w sumie: czy to szycie, czy majstrowanie. Chyba jedno i drugie. Jedziemy na Pyrkon za chwil kilka (dobrze i niedobrze), a przebranie nowe mam tylko ja. Powiedzmy sobie szczerze, moja zeszłoroczna suknia zrobiła szał, ale w takich miejscach- jak na rozdaniu Oskarów- pojawisz się dwa razy w tym samym i już opinia zszargana. Więc mam nową. Lepszą. Ładniejszą. Jestem z niej dumna. Ale w szale szycia, szykowania i ogólnym chaosie życiowym (nie byłabym sobą, gdybym miała wszystko poukładane), zabrakło mi pomysłu na przebranie ofcze. I nagle, przed samym finiszem całorocznych zmagań z myśleniem i brakiem pomysłu, on się tak po prostu, bezczelnie pojawił. No bo czemu nie.

Panie i Panowie, próbujemy zmajstrować maskę plagową. Żadna tam próba zachowania historyczności, no może w kształcie. Jednak mój umysł, pogrążony od 4 lat w pytaniu "Jak to zrobić, żeby było w miarę koszernie i poprawnie?", od razu utrudnił mi życie. Maski plagowe robione były ze skóry. Strasznie grubej i twardej. Mój zapas skór kończy się i zaczyna na fartuchu spawalniczym. Materiał twardy, ale nie dość twardy, żeby dziób sam się utrzymywał. Zakombinowałam- utwardzenie mam, jednak w/w umysł nie zorientował się, że skoro nie robimy już historycznie, to przecież zamiast niewdzięcznej i trudnej do szycia skóry, można użyć skaju. W ten sposób moi drodzy, komplikując sobie życie straszliwie, wycięłam maskę ze skóry i męczę się piekielnie, żeby to ustrojstwo jakoś sensownie zmontować, To będzie długa batalia, ale cóż- maska właśnie się po-tworzy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz