Puree z dyni robimy w sposób banalny. Kroimy warzywo na ćwiartki, wyciągamy dyniowe wnętrzności, wkładamy do żaroodpornego naczynia i pieczemy pod pokrywką przez 40-60 minut w 170 stopniach, aż dynia zmięknie. Wyciągamy, ściągamy skórkę, a resztę atakujemy blenderem. Voila. Z racji tego, że dynie to potężne stwory- zamrażamy resztę. Do dyniowych muffinek potrzebne nam będą:
- 1,5 szklanki odsączonego puree z dyni
- 1 szklanka brązowego cukru
- 1 łyżeczka przyprawy do piernika
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
- 2 jajka
- 100g tłuszczu (ja używam stopionej i przestudzonej margaryny)
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki sody
- tabliczka gorzkiej czekolady
Czekoladę kroimy, byle niezbyt drobno. Kawałki wielkości 1/4 kostki powinny być ok. Mokre i suche składniki łączymy w osobnych miskach, wrzucamy mokre do suchego i chwilę mieszamy widelcem, ale nie za długo, bo inaczej w papilotkach wyrośnie nam gumowa niezjadliwość. Wlewamy do papilotek na 4/5 wysokości i pieczemy w piekarniku 170 st z termoobiegiem przez 20 minut. To wszystko. Jeśli jakieś babeczki się uchowają, warto je przechować w puszce-muffiny lubią szybko obsychać, a przecież takie wilgotny, pomarańczowy środek to już nie to samo na sucho...
Powodzenia!