29 sie 2012

Cylinder nie do końca dodający powagi.

Odgrzewania starych pierdół ciąg dalszy.

Zdarzyło się kiedyś tak, że poszłam do szkoły muzycznej i uczyłam się grać na wiolonczeli. Jak każdy młody buntownik ma w zwyczaju, wyklinałam, wagarowałam i nie ćwiczyłam, bo myślałam, że przecież to mi do niczego w życiu nie będzie potrzebne (a nadmienić należy, że poszłam tam z własnej woli, rodzice do niczego mnie nie zmuszali!). Nie przedłużajmy- kiedy byłam już trochę większa, przytrafiła mi się miła posadka w zespole (który notabene całkiem miło wspominam). A jak wiadomo, koncerty są znakomitą okazją do ubrania się dziwnie bez usprawiedliwiania tego.

Dawno temu przeglądając youtube pod kątem wykonywania różnych gadżetów, które można później na siebie włożyć, trafiłam na filmik o mini cylindrach. "Znakomicie" pomyślałam, po czym wzięłam starą koszulkę, twardą butelkę i starą płytę CD, chwilę pogrzebałam w moim podręcznym pudle z kilometrami koronek i tasiemek, załadowałam wkład kleju do pistoletu i poświęciłam kilka chwil, żeby wyczarować kapelutek.



Koncepcja mini cylindra ewoluowała w miarę czasu i zaczęły powstawać mini kapelusze, mocowane do włosów jak spinka, albo jak opaska.



Biały kapelusz jest mocowany grzebykami na zacisk. Jest strasznie ciężki.

 I ostatnia porcja- w komplecie ze spódnicą i gorsetem (może o mojej gorseterii następnym razem):


  


A teraz idę jeść barszcz ;p

26 sie 2012

Jedyny taki serwis czapkarski.

Zastanawia mnie jedno- jak to nazwać- czapkarstwo? Czapkownictwo? Niech będzie- czapkarz dla wytwórcy czapek. Gdybym tylko wiedziała, że kiedyś wpadnę na pomysł prowadzenia bloga, to może robiłabym zdjęcia z trochę większym pietyzmem. A że nie wiedziałam- ratuję się zdjęciami, które mam.

A do wszystkiego popchnęła mnie miłość do kotów, złoża polaru na strychu i perspektywa nudnego wieczoru... ;)

Zaczęło się niewinnie. Czapka nyan kota ojcem wszystkich czapek.
I tęczowy szalik, żeby była bardziej tru.

Czapka rekin, której długo nie chciałam zrobić, bo bałam się, że Jacek będzie ją nosił... i nosił ;d

Owieczka w komplecie z sukienką.
Iiiii... Plaga przebrana za Kermita. Trzeba mieć szerokie horyzonty, prawda? ;d



23 sie 2012

Szop z kompletem oczu.

W życiu każdego szyjącego przychodzi czas na pytania w stylu "O cholera! Czy 60 podzielone przez 4 to nie jest przypadkiem mniej niż 25?", albo "Ciekawe czemu lewy i prawy rękaw wyglądają tak samo?". Ale kiedy minie czas niewygodnych pytań, nadchodzi czas spełniania tego, co się obiecało. Jakoś tak mam, że czasami uznaję, że czyjeś życzenie należy spełnić, nawet kiedy jest wypowiedziane mimochodem. Jakiś miesiąc temu wpadło mi w ucho- uszyj mi szopa. No to uszyłam.






Mam nadzieję, ze przypomina szopa chociaż trochę i że trafi na jakieś ładne zdjęcie, boooo.. szop wędruje do Stargardu, do Moniki, która pstryka zdjęcia ja szalona. Tu możecie zobaczyć jak jej to wychodzi ;)  


Czas pracy- w sumie jeden dzień. Poszłam spać o 4 rano ;d A teraz znikam- znikam.

22 sie 2012

Brave new blog.

Spinka, która jest jeszcze ciepłym rękoczynem.




Mawiają, że co się stało, to się nie odstanie. Może jest w tym trochę racji, może nie ma jej w ogóle. Postanowiłam adoptować bloga, który został porzucony, odchodząc całkowicie od idei pisania o tym, co trzymam w szafce z kosmetykami. Potrzebuję miejsca, żeby porządkować to, co rodzi się w mojej rudej, roztrzepanej głowie- jak przekonuję się od długiego czasu, luźne karteczki prędzej czy później lądują w koszu; potrzebuję miejsca, żeby pokazać co ostatnio wyszło spod igły mojego Singera, potrzebuje miejsca w ogóle. Bardzo w moim stylu- zamiast skończyć to, co zaczęte, ja zaczynam to, co skończone. Zaczynam na nowo. Brave new blog.