21 sty 2015

Cebulowa zupa krem.

Trochę francuska, ale nie do końca. Moja ulubiona wersja zupy cebulowej. Bez blendera się nie obejdzie.

  • 1 kg cebuli
  • 2 skrzydełka, filety z udka, albo jakaś inna część kurczaka na wywar
  • włoszczyzna (u mnie świeża koniecznie)
  • śmietana 18%
  • 2 serki topione gouda (po 100 g)
  • opcjonalnie mąka do zagęszczenia i kieliszek białego wina.
  • przyprawy: tymianek (koniecznie!), sól, pieprz, pietruszka, liść laurowy, ziele angielskie, czubrica zielona.
Dodatkowo: chleb na grzanki, sriracha, przyprawa gyros.

Gotujemy bulion: do gara z wodą mięso- ciach! Dodajemy liść laurowy, ziele angielskie, włoszczyznę- kawałek selera, marchewkę albo dwie, pietruchę. Nie rozdrabniamy za bardzo, bo będziemy wyciągać żeby zblendować.
Cebulę obieramy i kroimy w piórka. Ocieramy łzy rękawem, otwieramy okno, wrzucamy cebulę na patelnie i lekko ją podsmażamy (byle nie przypalić). Jeżeli chcemy poddusić ją w winie to super, jeżeli nie, kieliszek wina można sobie wypić.
Podduszoną cebulkę blendujemy. Wyciągamy warzywa z bulionu jeżeli już są miękkie, ugotowane mięso i też je blendujemy. Wrzucamy spowrotem do wywaru. 
Dodajemy serki topione i odczekujemy 5 minut. Po tym czasie powinny się już dobrze rozpuścić. Zagęszczamy śmietaną, ewentualnie śmietaną z mąką. Gotujemy jeszcze przez chwilę. Na koniec doprawiamy dużą ilością tymianku, solą, odrobiną pieprzu i czubricą.

Chleb kroimy na kwadraciki i wrzucamy na patelnię z przyprawą gyros, albo bez niej. Ja lubię grzanki w tej wersji akurat ;) Mieszamy cały czas, bo chleb się lubi przysmalić kiedy jest zostawiony w samopas. Przed podaniem posypujemy zupę grzankami. Można posypac ją również parmezanem.

Kremowa zupa z cebuli wcale nie jest ostra, ma lekki serowy posmak. Jeżeli lubicie palenie języka można doprawić ją srirachą. Ja lubię ;) Smacznego.


17 sty 2015

Szczecińskie zakamarki vol. 2: dwie wieże i prosektorium.

Dzisiaj miał być dzień pod egidą wycieczek. Bardzo fascynuje mnie temat starych, opuszczonych miejsc i chętnie bym tam zaglądała, ale przyznam się, że słaby ze mnie eksplorator- nie mam czegoś takiego, że rozmuruję ścianę żeby tylko dostać się do środka, albo będę skakała po jakichś niepewnych stropach... Niemniej, uwielbiam taki klimat. Udało nam się dzisiaj wyskoczyć na Gocław- wieżę Bismarcka (teren prywatny, podziwialiśmy tylko z wierzchu), Las Arkoński- wieżę Quistorpa i obejrzeć, niestety też tylko z wierzchu, stare prosektorium przy ulicy Chopina.



O wieży Bismarcka trochę teorii pod [linkiem]
I trochę zdjęć z dzisiaj:

Wieża Bismarcka

Wejście do wieży jest zabezpieczone metalową płytą. Ktoś był jednak ciekawy co jest w środku i wyciął dziurę. Dziurę z kolei zabezpieczono kolejnymi metalowymi belkami... Udało mi się przepchnąć obiektyw aparatu do środka.


Marcin i Ofca

Jeść czy nie jeść- oto jest pytanie. 

Prosektorium przy ulicy Chopina było budynkiem należącym do PUM, będącym w użyciu jeszcze w roku 2001. Niestety, wejście do środka jest niemożliwe, udało nam się jedynie zajrzeć przez dziurkę (zdjęcie środka jest, ale nic na nim nie widać).


Dużo zieleni jak na środek zimy.

Iga stwierdziła, że bluszcz jest piękny...

... ale i tak byłam zasmutkowana faktem, że nie dało się zobaczyć nic w środku.
Na otarcie łezek pozostało nam wyskoczyć na znaną nam i lubianą wieżę Quistorpa [link]

Wieża w środku na parterze. Zaskoczyło mnie, że zachowała się posadzka.

Piętro. Trzeba uważać przy wchodzeniu, bo w schodach są spore ubytki.

Chłopaki podziwiają leśne kuce.

Początkujący zwiedzacze na tropie kolejnych tajemnic już niebawem (jak zatankują samochód)!


11 sty 2015

Po prostu Mirosław.

Tak już jakoś mam, że lubię obdarowywać ludzi prezentami, a jak samemu je można zrobić, to już w ogóle świetna sprawa. W połowie października Marcin spytał czy nie chciałabym mu uszyć lalki. Taka jest historia narodzin Mirosława, trzeciej lalki za pomocą mojej mocy twórczej wykonanej, najbardziej męskiej wśród wszystkich szmacianek. Jako że opływam w materiały nauralne w większości, Mirek powstał z grubego lnu. Teraz mieszka razem z Igą i Marcinem. Z perspektywy czasu myślę, że mogłam podarować mu jednak trochę więcej tężyzny, ale kiedy szyjesz wszystko z głowy, to trudno jest przewidzieć końcowy rezultat ;) Więc Mirek jest długonogim szczuplakiem, który ręce rozkłada niczym Jezus w Rio, takie ma napakowane, o!






9 sty 2015

Podsumowanie 2014 w perspektywie igły i nitki- historycznie.

Zbiorczy post o tym, co wyszło w kwiatkowskiej manufakturce przez ostatnie 365 dni. Na pierwszy rzut reko-szpej:


Kaftan. Wełna podszyta lnem, wszystko ręcznie, nić lniana i takie bajery. Oczywiscie dla mojego Ofcozorda. Pierwsze podejście do stójki i podszewki, chyba nie wyszło źle:






 



Suknie i koszule. Nic nowego. Giezełka, suknie lniane.

Dwie męskie tuniki:

Jedna dziecięca (model i właściciel- Wojtas B.): 


Suknie:

 



Inne, to znaczy:

Kaptur

Haftowana zapona:



I w końcu- suknia uszyta 2 lata temu doczekała się odpowiedniego wykończenia... na razie dekoltu ;)




Sezon, słodki sezon... Wyczekujemy, szykujemy, kombinujemy, a kiedy już jest, to mija zdecydowanie za szybko ;)


8 sty 2015

Rusz się, leniu.

Tak jakoś mam, że zapał do prowadzenia bloga mnie, nie do końca opuszcza, ale ze względu na moją chaotyczną naturę, unika. Bo albo mi się nie chce, albo nie mam czasu, albo jest ciemno i zdjęcia brzydkie, albo jeszcze jakies inne wymówki. Koniec świata.

Z założenia- ten blog miał być archiwum mojej pracy twórczej. Przez ostatnie trzy dni zajmował mnie większy projekt- moje kolejne, tym razem mniej swobodne podejscie do XIXw. sukni.  Starałam się przycelować w okolice roku 1890 ;) Nie jest to suknia balowa, więc nie mogłam przesadzić z nadmiarem falban i marszczeń. Z resztą, od dawna chodziła mi po głowie suknia codzienna, w ciemnym kolorze, nawiązująca do tych, która na znak żałoby narodowej nosiły ówczesne polskie kobiety. Materiał który wykorzystałam, to 8 mb czarnego, grubego lnu.

Pierwotnie miałam zamiar uszyć też bluzkę, ale dzięki licznym darowiznom (dzięki Iga!) mam tyle bluzek korespondujących ze stylem, że aż szkoda je trzymać w szafie na rzecz powstania kolejnych. Żakiet jest moim pierwszym podejsciem, szyty metodą Kwiatkowskiej (nie wiesz jak coś zrobić? weź coś podobnego z szafy, tam zmierz, tu odrysuj, a może masz jakiś rękaw do wyprucia? na pewno będzie łatwiej odrysowac od niego. A teraz zszywaj, docinaj, zakładaj, dopóki nie będzie na ciebie dobre). Na polu kostiumowym, przynajmniej na razie, czuję się spełniona.