17 paź 2012

Sezon na aspirynę.

Po długich bataliach naukowo-mieszkaniowych, w końcu jestem prawie ogarnięta! Oczywiście, żeby nie było za różowo, jestem przeziębiona. Wyglądam jak Rudolf Czerwononosy. Czekam tylko na telefon od św. Mikołaja z propozycją przejęcia prowadzenia w zaprzęgu reniferów w tym roku. Zanim jednak to nastąpi- zlepek kilku starszych wytworów moich własnych odnóży łapiących.



Spódniczka- zasłona i prześcieradło. Za każdym razem kiedy ją założę (a robię to rzadko), ktoś mnie zaczepia i pyta gdzie kupiłam. Ostatnio na uczelni dziewczyna za mną biegła, żeby wyciągnąć ze mnie informacje. Każdemu zgodnie z prawdą odpowiadam, że uszyłam. Widok zdziwionych twarzy- najlepszy komplement i powód do dumy ;)




Pamiętacie gorset w paski? Ta kamizelka jest uszyta z drugiej części zasłony i starej kamizelki z lumpa (HUGO BOSS TAK BTW. ;d) Dość dużo roboty, ale powędrowała do ówczesnego chłopaka, któremu się mega podobała, więc warto było poświęcić na to kilka igieł i trochę nerwów. 



Torebka. Nie mogę znaleźć zdjęcia, na którym byłaby w całości. Szyta z innej zasłony (gdyby nie zasłony i second handy moje życie nie miałoby sensu!), zamków z odzysku i lamówki... Sprezentowana mamie na dzień matki, uszyta w sprytny i dość nietypowy sposób- kiedy wrócę do domu zrobię lepsze zdjęcie, więc pani torebka jeszcze tu zagości.


Dusik- kawałek sprytnie zaaranżowanej koronki, dającej niezwykły efekt już po założeniu. Praca na 30 minut, w tym czas wliczony na wyjście do pasmanterii.


Na razie tyle. Zawiozłam sobie do Szczecina maszynę i wpadłam na ciekawy pomysł, być może za 3 tygodnie będzie zrealizowany... Cierpliwość to cnota!



1 komentarz:

  1. Ja właśnie uszyłam z zasłon...zasłony! I powiesiłam na lice do prania, bo karniszy brak xD

    OdpowiedzUsuń