23 lip 2015

A kind of magic. Motanki.


Ciężko jest pozbierać się czasem do kupy. Ciężko przeżywa się każdą stratę. Dla mnie jedynym wyjściem jest odwrócić myśli w jaśniejszą stronę. To mi pomaga.

Plotę sobie, kręcę, drę. Motanki i żadanice, czyli słowiańskie lalki o magicznym potencjale. Wschodnie. Piękne, proste i kolorowe. Podobno można im na ucho szepnąć życzenie, a one pomogą je spełnić. Ewenualnie od początku mają jakieś wyznaczone zadanie- przynosić urodzaj, dostatek lub miłość aż po grób. Nie można ich szyć, nie można ich kroić, bo delikatny los łatwo poharatać. W grę wchodzi tylko wydzieranie szmatek i okręcanie ich sznurkiem. I tak okręcam, i okręcam. 


Matka. Dla matek i tych marzących żeby nimi zostać.

Przytula zawiniątko do piersi.

Karmicielka z pokaźnym biustem i rękami uniesionymi do góry. 

W wersji mini, bo ma przynosić urodzaj, a podobno robi to najlepiej, kiedy ma się ją zawsze przy sobie.

Nierozłączki. 

Jedno ramię, żeby zawsze być ze sobą.

Na śluby, swaćby i rocznice.

Żadanica. Panienka z Białoruską proweniencją. 

Podobno to jej można powiedzieć życzenie, podarować jakiś drobiazg i nadać sekretne imię, a ona pomoże nam spełnić to o czym marzymy. A kiedy jej zadanie dobiegnie końca, należy ją spalić.



Patrzyłyby zalotnie, gdyby tylko mogły mieć wyraz twarzy. A tego nie mogą, żeby przypadkiem nie wykształcić własnej osobowości. W końcu mają pomóc nam spełniać życzenia, a nie realizować własne zachcianki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz