Zawsze wjeżdżaliśmy do Szczecina od strony Dąbia- tylko jakoś nigdy nie czułam, że to Szczecin. Do Centrum mamy jeszcze dobre 15 minut drogi, a krajobraz dookoła jest rzeczno-portowo-magazynowo-przemysłowy, czyli prawie zupełnie niepiękny. Ale wszystko zmienia się, kiedy wjeżdża się na Trasę Zamkową- długą estakadę łączącą lewobrzeżną część miasta z częścią prawą. A kiedy zbliżamy się do końca po jej lewej stronie... Zaczyna się ta część miasta, która była Szczecinem od zawsze. Po prawej stronie widnieją gmachy, m. in. Akademii Morskiej, teatry i Wały Chrobrego, czyli reprezentacyjne miejsce nabrzeża. Po lewej stronie wznosi się katedra św. Jakuba, ciągnie się bulwar Nadodrzański i króluje (a może bardziej
księciuje ;) ) on. Zamek Książąt Pomorskich.
Wybudowany w epoce renesansu na miejscu dawnego grodziska, chociaż może jest to duże uproszczenie, gdyż już pod koniec XIV w. zaczęły powstawać na Wzgórzu Zamkowym pierwsze budowle murowane, na polecenie księcia Barnima III, a sam Zamek swój obecny kształt zyskiwał przez jeszcze wiele lat. Był siedzibą rodu Gryfitów, dynastii rządzącej Pomeranią do roku 1637, kiedy to bezpotomnie zmarł ostatni z dynastii, Bogusław XIV. A skoro już jesteśmy przy Gryfitach...
Dzisiejsze zwiedzanie odbyło się z prostej przyczyny. 2. lutego 1491 roku miał miejsce ślub Anny Jagiellonki (córki Kazimierza Jagiellońćzyka) i Bogusława X (pierwsze, nieudane małżeństwo władcy, gdzie starał się o papieski rozwód, to małżeństwo z Małgorzatą Brandenburską, która zmarła dwa lata wcześniej, tym samym "rozwiązując" kwestię rozwodu). Małżeństwo trwało relatywnie krótko. Anna wychodziła za Bogusława w wieku lat 14, zmarła mając 27, ale dochowali sie z tego związku 8 dzieci, 3 córek i 5 synów. Pan przewodnik rzucił dzisiaj uwagę, ze tym samym zapewnili dynastii przetrwanie na następne 100 lat. Mnogość inwentarza ;) Pomnik książęcej pary wita wszystkich wchodzących do Zamku.
Dzisiaj Zamek jest w remoncie- z moich doświadczeń wynika, że ciągle jest w remoncie. Ale wiadomo, o zabytki trzeba należycie dbać i taki stan rzeczy nawet mi się podoba. Kilka zdjęć z zewnątrz.
|
Kompozycja "Zamek i znak drogowy w towarzystwie kilku aut". Robiłam co mogłam, ale to nie jest ładny kadr. |
|
Mały dziedziniec. |
|
Przejście pomiędzy dziedzińcami. |
|
Duży dziedziniec. |
Niestety nie zwiedziliśmy całego zamku, ale jedynie kilka sal. W jednej z nich znajdują się sarkofagi Gryfitów, odrestaurowanie i przeniesione tu z zamkowej krypty.
Dalej znajduje się sala Lubinusa, chyba najsłynniejszego pomorskiego kartografa, a z niej przejscie do Celi Czarownic- ekspozycji poświęconej Sydonii von Borck. Historia Sydonii to temat wart osobnej opowieści...Ale pokrótce- związana z rodem Gryfitów szlachcianka, niespełniona obietnica poślubienia złożona przez księcia, oskarżenie o czary i wyrok. Sydonia została ścięta w 1620 r. W Celi Czarownic możemy usłyszeć opowieść o Sydonii i obejrzeć rekonstrukcje narzędzi tortur.
|
Żelazna dama. Przy moim wzroście (174 cm) nie zmieściłabym się do środka. |
|
Maska wstydu. |
Obiecuję, że do Sydonii wrócę za jakiś czas ;)
W Sali Gotyckiej prezentowane są czasowe ekspozycje. Trafiliśmy na "Gore gwiazda", czyli przegląd tradycji kolędniczych.
|
Szopka Krakowska imponujących rozmiarów. |
Wizyta zwiedzawczo-zapoznawcza dobiegła końca. Mało czasu i dużo ludzi, ale do zamku wrócę jeszcze na pewno...